Strona:Kościół a Rzeczpospolita.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Widzimy już tu, jak powstaje w umyśle jego idea sojuszu, który miał zawrzeć pięć lat później; odkrywamy słuszność powodów i dwuznaczność środków. Młody gienerał dostrzega niebezpieczeństwo. Podnosi się kościół rzymski, zagrażający rewolucyi, Rzeczypospolitej, i który, być może, przygotuje powrót Burbonów. Aby zapobiec niebezpieczeństwu, należy stworzyć nowy kler gallikański, przedsięwziąć według nowego planu zniszczone dzieło członków Zgromadzenia Ustawodawczego. A ponieważ nie można bez papieża założyć kościoła konstytucyjnego, trzeba zbudować kościół na współkę z papieżem. Los dopomaga do osiągnięcia planu. Chodzi tylko o to, by oszukać „starego lisa“. Oto pierwsza myśl Konkordatu.
W umyśle Bonapartego Konkordat jest to wznowienie kościoła gallikańskiego. Nie można mieć żadnych wątpliwości co do zamiarów pierwszego konsula, gdy się przeczytało artykuł dwudziesty czwarty praw Organicznych.
„Ci, którzy zostaną wybrani dla nauczania w seminarjach, podpiszą deklarację, uczynioną przez kler francuski r. 1682. Wezmą na siebie nauczanie doktryny, która w niej jest zawarta; biskupi zaś wyślą protokuł formalny tego zobowiązania radcy państwowemu, prowadzącemu wszelkie sprawy, dotyczące wyznań“.
Otóż deklaracja z r. 1682, którą nanowo wprowadza w życie Konkordat, powiada, że papież nie ma żadnej władzy w sprawach doczesnych, że nie może ani bezpośrednio, ani pośrednio składać z tronu królów, że dekrety Konstanckie, dotyczące powagi soborów, zachowują całą swą siłę i całą wartość; że papież nie może rządzić kościołem inaczej, jak tylko zgodnie z kanonami, i że nie może w niczym naruszać ustaw ani praw uznanych kościoła gallikańskiego; i wreszcie, że sądy jego w dziedzinie wiary podlegają krytyce, o ile nie są potwierdzone przez uchwałę kościoła.