Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dobrze duszko, — odrzekł, nie patrząc nawet na żonę, — ale dopiero za pół godzinki, gdyż Kukasiński teraz drzewo rąbie, a Rzodkiewkę posłałem właśnie po piwo. Nie uwierzysz duszko, jak mnie dziś szczególnie pragnienie męczy.
— Alboż to świadkowie!? — zawołała z oburzeniem.
— Czyż nie wiesz? Piotr Kukasiński i Walenty Rzodkiewka podpisują wszystkie akty w mojej kancelaryi. Rujnuję się na tych zbrodniarzy! po piętnaście kopiejek im płacę za jeden podpis... Jak cię kocham!
Pani Marya padła na sofę i wybuchnęła spazmatycznym płaczem, regent przerażony zerwał się z krzesła.
— Duszko! aniołku, co ci jest... co się stało?...
— Ah... czy ty zrozumiesz?... podłość, nieszczęście, hańba!...
— Na Boga kobieto! co? jaka hańba?...
— Ten niegodziwiec!
— Kto?
— A ten łotr, ten szaleniec, ten stary Donżuan!
— Donżuan? stary? tu w Piskorzewie?... Ja chybam się przesłyszał Maryniu.
— Ha... ty nie wiesz... ty nic nie wiesz...
— Właśnie, chcę wiedzieć, powinienem wiedzieć, jako głowa domu, jako mąż... Uspokój się Maniu, obetrzej oczy... odpowiedz. Może wody szklankę ci podać?
— Niepotrzeba... już nic niepotrzeba, jestem już uspokojona... o tyle przynajmniej, że mogę mówić o tem nieszczęściu; proszę cię, zamknij drzwi na klucz i niech nam nikt nie przeszkadza. Czy nikt nie może podsłuchać naszej rozmowy?..