Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zapewne, gdyż ta ma jeszcze męża, ale pani Stefania, jej siostra, już go niema — a to źle.
— Dla niej...
— Nie, dla pana... od romansu do małżeństwa jeden krok.
— Doktorze! zapewniam cię uroczyście, ze o kobietach nie myślę...
— To źle.
— Więc cóż u licha jest dobrze według pana?
— Hm... nie wiele mogę wyliczyć... Swoboda dobra, spokój dobry, niezależność dobra, ale małżeństwo...
— Sam jesteś żonaty...
— Jestem i to źle, to bardzo źle... Można o kobietach myśleć, można je nawet lubić, ale żenić się, zwłaszcza w pewnym wieku, jest stanowczo źle... Bywajże zdrów panie Dezydery, nie wstawaj jeszcze, poleż, wypocznij, ja cię jutro odwiedzę.
Tegoż dnia dwa anioły opiekuńcze zjawiły się osobiście w pokoju chorego. Pan Dezydery przyjął je jak najgrzeczniej, za opiekę dziękował, rozmawiał, ożywił się.
Gdy już wyszły na ulicę, pani regentowa rzekła do siostry:
— I cóż Stefciu, dziad jeszcze ujdzie, a zakochany w tobie — po uszy!
— Moja Maniu — rzekła pani Stefania — powiedz mi, czy jutro na spacer włożyć suknię czarną, czy popielatą?
— W czarnej ci jest cudownie.
Pani Stefania podziękowała za radę i nazajutrz na spacerze pozwalała się podziwiać w barwach... blado niebieskich.