Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



IV.

Z pochyloną głową, zamyślony szedł Icek do dworu w Trzęsidłach. W myśli przygotowywał już mówkę pożegnalną dla dziedzica, grzeczne słowo dla wszystkich domowników. Licho wie co się kiedy z człowiekiem stać może; lepiej więc z każdym dobrze wychodzić. Ma kto stanąć na drodze w przyszłości jak przeszkoda, niech lepiej stanie jako pomoc.
Wszedłszy do pokoju dziedzica, Icek pokłonił się bardzo nizko.
— A! Icek... jeszcze nie w Ameryce?
— Wielmożny panie, niech moje wrogi tam będą.
— Przecież taki świetny kraj... taka ziemia obiecana.
— To gadanie jest.
— Sam opowiadałeś.
— Byłem obałamucony.
— Proszę!
— Naprawdę, wielmożny panie, byłem całkiem zbałamucony. Mnie dużo nagadali, a ja niepotrzebnie stuchałem. Ja byłem rozżalony, byłem cierpiący, moje interesa nie szły, mnie ludzie robili przykrości, ja mia-