Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na was majątki porobili? Niech nasze wrogi to wychorują, niech im cały nasz zysk bokiem wylezie, niech ich oczy zabolą, paskudników. Pfe! Patrzcie na moją garść — w niej figa jest, patrzcie na moją kieszeń — same dziury. A my z wami mamy smak, mamy interes za naszą dobroć, za to, co my was żałujemy, co dajemy wam pieniędzy w potrzebie. — Bez nas jużby was dawno nie było; my pójdziemy i was nie będzie — a wiecie, dla czego was nie będzie? Oto dla tego, że was dyabli wezmą...
Chłop jakoś dziwnie ramieniem poruszył i nawet obejrzał się trochę, ale milczał jeszcze; dopiero po dłuższej chwili, zapytał bardzo spokojnie:
— Icku, jedliście wy kiedy chleb?
— To jest bardzo głupie pytanie; dla czego ja nie miałbym chleba jeść?
— I dobry był — co?
— Chleb zawsze dobry, nie wiecie o tem?
— Ja bo tylko jeden gatunek chleba jadam, zwyczajnie jak chłop.
— Razowy? ja też czasem jadam razowy; nawet lubię taki chleb, trochę on gruby, ale idzie na zdrowie. Wy zawsze jadacie czarny chleb?
— Nie, nigdy.
— Pi! Pi! ja powiadam, że teraz chłopi porobili się wielkimi panami, on nigdy czarnego chleba nie jada! A czem się żywił wasz dziadek, wasz ojciec? Może jadł białe kluski z miodem, albo pęcak z pomarańczami? Ha! ha! Wy, Marcinie, wy pan, delikatny chleb jadacie; podsitkowy, albo pytlowany?