Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sam, trzeci rodzony brat drugiego, już mi i broda zarosła. Pytam czy tu jest fryzyer? Śmieją się: tu się każdy sam goli, powiadają, a wszystkich golą żydzi. A niech was! żebym jeszcze sobie, dla wątpliwych przyjemności wiejskich, miał kaleczyć brodę tępą brzytwą mego kuzyna! Niedoczekanie! Poprosiłem o konie i odjechałem do Warszawy. Tak, tak, drogi panie Michale, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, mówi przysłowie, a ja powiadam: wszędzie dobrze, w domu lepiej, a w Warszawie najlepiej i pojęcia nie masz, jak ja cię żałuję.
— Ale ja do was wrócę, bynajmniej nie mam zamiaru na całe życie ze wsią się wiązać, ogłoszę że mam folwark do sprzedania i sprzedam, a że lato w Marysinie przepędzę, to rzecz zwyczajna; corok wynajmuję mieszkanie letnie w Jabłonnie, albo w Otwocku, ma się rozumieć, dla zdrowia żony i córki...
— To prawda, ale sam w Warszawie pozostajesz i tylko co sobota wyjeżdżasz, nigdy w lecie nie opuszczasz sesyi, ani towarzystwa dobrych przyjaciół, a jeżeli nie możesz się stawić na partyjkę do Warszawy, to nas do siebie zapraszasz.
— A czy sądzicie, że teraz was zapraszać nie będę? Owszem, zapraszam, stokrotnie zapraszam, tem chętniej, że pod własny dach, na wieś. Jakże to nas po łacinie uczono? „Rura paterna.“
— Aha rzekł pan Salezy, — masz słuszność, rura paterna, lura bavariensis, obscura lura.
— O za pozwoleniem, kochani przyjaciele, antałek wprost z Warszawy będzie, postoi na lodzie i będziecie