dokuczał. I Cesię także uczyłem; nie miała ona zdolności, ale powoli, powoli, nauczyła się początków i, mając lat dziesięć, poszła na pensyę. W tym czasie ojciec mój umarł, za stancyę nie miał kto płacić, funduszów żadnych nie miałem, i sądziłem że będę zmuszony opuścić szkoły.
— Zdaje mi się że miałeś korzystne korepetycye w kilku zamożnych domach.
— Tak, miałem istotnie, tak że uzbierałem sobie nawet trochę grosza, ale te korepetycye dostałem dopiero później. Poczciwa pani Malicka, jak się dowiedziała o mojem nieszczęściu, o tem że ojciec umarł, przyszyła mi kawałek krepy do kołnierza i poszła na drugi dzień do inspektora. Co mu powiedziała, nie wiem; ale sekretarz nie zapytywał mnie o wpis, a inspektor był dla mnie od tej pory bardzo łaskawy. Pani Malicka oświadczyła mi że do wakacyj będę miał u niej stół i mieszkanie, bylem tylko dawał korepetycye Cesi, Alfonsowi i jeszcze jednemu chłopcu. Z tym miałem najwięcej pracy i ambarasu.