Strona:Klemens Junosza - Zastępca.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nauczycielem łaciny. Czy pamiętasz jego siwą, jak szczotka najeżoną czuprynę, groźne wejrzenie i konjugacye perifrastyczne.
— Pamiętam — odrzekł z westchnieniem, — pamiętam dobrze, nieraz dostałem od niego za uszy.
— O za uszy, zaraz za uszy! Czy niemasz jaśniejszych wspomnień z tamtych czasów.
— Jakto jaśniejszych?! Moje wszystkie wspomnienia są szare, bardzo pospolite, niewarto o nich mówić. Ja, jeżeli mam ci prawdę powiedzieć, nie przyszedłem tu bez celu. Wiesz że kłamać nie umiem, obłudą się brzydzę, więc też nie powiem ci żem przyszedł jedynie po to aby się z tobą zobaczyć. Tylu kolegów spotykam, a nie zaczepiam żadnego i do twoich drzwi nie zakołatałbym również, ale zmusiła mnie potrzeba; jeżeli możesz mi dopomódz to pomóż — jeżeli nie, powiedz żebym sobie poszedł do djabła, i pójdę bez żadnej pretensyi.
— Teodorze! Teodorze! zkądże taka apatya, zniechęcenie? Chyba cię życie złamało, chybaś przez jakie wielkie nieszczęścia przechodził.
— Nie. Życie mnie nie złamało, nieszczęść szczególnych nie miałem, ot, jakoś lata zeszły, rok za rokiem — i jestem takim jak mnie widzisz.
— Jesteś biedaku mizerny, posiwiały, zgarbiony. Powiedz mi mój drogi, czy ty masz rodzinę?
— A właśnie że mam i dla tego przyszedłem do ciebie. Inaczej nie narzucałbym się, ale cóż robić? Próbowałem tego i owego, nie udało się, myślę sobie uderzę jeszcze do ciebie. O ile wiem, masz stosunki, znajomości, więc może mnie zarekomendujesz. Jestem człowiek uczciwy, wierzaj mi, nie potrzebowałem o tej uczciwości opowiadać póki byłem sam jeden, ale teraz ożeniwszy się przed miesiącem...
— Przed miesiącem!? Więc chyba jesteś powtórnie żonaty.
— Nie, ożeniłem się poraz pierwszy i, jeżeli nie zajdą jakie okoliczności nadzwyczajne, to po raz ostatni. Wziąłem wdowę, kobietę wątłego zdrowia, z kilkorgiem dzieci.
— Co cię skłoniło do tego? boć z tego co mówisz widzę że chyba nie wyrachowanie, a znowuż biorąc na uwagę świeżą datę małżeństwa i kombinując ją, przepraszam cię mój drogi, z twojemi laty, nie podobna przypuszczać motywów romantycznej natury.
— Istotnie, nie jest to małżeństwo z wyrachowania, ani też nie jest i z tego co wy nazywacie miłością. Ożeniłem się, bo mi tak wypadło, ale to długa historya, znudzi cię. Wiem że jesteś zajęty, nie chcę ci czasu zabierać, wolę więc przystąpić wprost do rzeczy.
— O za pozwoleniem, kochany kolego, jeżeli myślisz że cię wypuszczę zaraz, to grubo się mylisz Przyszedłeś po raz pierwszy po tylu latach, przypomniałeś mi jasne dni młodości, dni które upływały bez kłopotu, bez trosk, musisz więc ze mną o nich pomówić, musisz opowiedzieć mi dzieje twego życia. Pozwolisz że każę podać butelkę wina. Stare