Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 87 —

— Fe! jak pan Pakułowski powie słowo to ono akurat tak pasuje, jak krowa do karety. Pan jesteś niepolityczny człowiek.
— Cicho, cicho, dość!
Zabrał głos pan Seweryn, człowiek, pomimo poważnego wieku, prędki i porywczy. Zmarszczył groźnie brwi, szarpnął wąsa i zawołał:
— Słuchajcie-no, łajdaki! Swiętyby z wami nie wytrzymał, a cóż dopiero zwyczajny człowiek! Macie wóz i przewóz. Chcecie układać się, dobrze; nie chcecie, to idźcie na złamanie karku, znajdziemy na was sposób. No, niech się to już skończy, albo tak, albo inaczej. Raz, dwa, trzy!
Pakułowski zerwał się z krzesła i stanął w takiej pozycyi, jak gdyby chciał się rzucić do bitwy.
— Poco pan wstajesz? siedź pan! — zawołał jeden z żydów, ciągnąc ekonoma za rękaw. — Siedź pan, pan jesteś zmęczony, odpocznij pan sobie.
— Wielmożny panie — rzekł stary Abram, — już słyszeliśmy pańskie słowo, szlacheckie słowo, prędkie słowo. Można liczyć, że interes nawpół skończony.
— Ja wam to samo chciałem powiedzieć, co i pan Seweryn — odezwał się pan Roman..
— No, to już są dwie instancye.