Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 262 —

— Nie ciekawam. Co mnie może obchodzić?
— Jak co. Jedna rzecz będzie taka, że obchodzi, druga, że nie, a trzecia taka, że można przez cały dzień słuchać, przez noc słuchać i jeszcze nie nasłuchać się dość. Może pani Sałacka powie, że nieprawda?
— Owszem, są takie rzeczy, ale skądby zaś pan Pakułowski mógł...
— Moja pani, człowiek mówi niedużo, ale wie dość o rozmaitych różnościach, i o waszym dworze wiadomo mi niejedno.
— Ciekawam, coby mogło być takiego, o czem jabym nie wiedziała?
— Jest, jest.
— A to niechże pan raz już gada! — zawołała jejmość, czerwieniąc się jak piwonia. — Pewnie jaka plotka!
— Chciała pani Sałacka jechać, wzgardziła sercem dobrem i piwem bawarskiem... cóż robić! Przykro mi, ale słucham. Zapraszać znowuż nie mam śmiałości; a jeżeli pani ciekawa i chce się dowiedzieć, to chyba na jednym wozie pojedziemy i po drodze pani opowiem.
— Aha! żeby fornal słyszał i plotek niepotrzebnych narobił. Lepiej tu.
— Więc zostanie pani Sałacka, posiedzi, szczerem sercem nie wzgardzi?