Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —

Po obiedzie pan Piotr, swoim zwyczajem, udał się na drzemkę, ciotka miała jakieś ważne zajęcie na folwarku. Młodzi ludzie zostali sami.
— Może chcesz, Jasiu, poznać bliżej naszą siedzibę? — spytała Andzia.
— Z największą chęcią, jeżeli zechcesz być moim przewodnikiem. Prowadź po zagonach, łąkach, lasach, moczarach; pójdę z tobą wszędzie, z warunkiem...
— Ach, jest i warunek.
— Abyśmy wrócili przed wieczorem, gdyż stryjaszek zapowiedział mi, że po nocach jeździć nie lubi i że o godzinie dziesiątej musimy być w domu.
— Stryjaszek tylko tak mówi. Już ja go uproszę. Zresztą teraz pełnia, noce są jasne; a jeżeli obawia się, niech wraca do dnia, tak o wschodzie słońca. Za jutrzejszą pogodę ja zaręczam.
— Czy tak się znasz na meteorologii?
— O tyle, o ile. My, wieśniacy, patrzymy często na niebo i dlatego może odgadujemy niektóre jego tajemnice. Dla mnie, na przykład, pewne cechy zachodu słonecznego są prognostykiem jutrzejszego wschodu, czasem wiatr mi coś ciekawego podszepnie, a zwierzęta, drobne ptaszyny, nawet motylki, muchy i robaczki dopowiedzą reszty. To bardzo dobrzy informatorowie.