Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 225 —

skółkom, że nie posiada ich lotnych skrzydełek i nie może przebywać szerokich przestrzeni, przebiegać ponad szczytami gór i otchłaniami mórz, szybka jak błyskawica, jak myśl.
Nieraz buntowała się przeciw ogarniającej ją coraz bardziej tęsknocie, zadawała sobie pytanie: dlaczego otrząsnąć się z niej nie może? — ale jednocześnie ogarniała ją trwoga: gdyby utraciła tę swoją troskę, ten żal, co byłoby warto jej życie? Stałoby się ono samotnem, szarem, posępnem, bez uroku, bez powabu, bez żadnej wartości.
Jedyną pociechą w chwilach smutku i zwątpienia bywał przyjazd Andzi, ale to się rzadko zdarzało; siostra pana Jana nie mogła przyjeżdżać często, gdyż bywał w Cieciorce prawie codzień gość bardzo pożądany, bardzo miły, taki, dla którego trzeba było być w domu.
Przez kilka tygodni było pięć czy sześć listów smutnych bardzo; każdy z nich przynosił wieści coraz gorsze; pan Piotr dogorywał, chwile jego były policzone.
„Nie mogę się oderwać od łoża mego dobroczyńcy i opiekuna — pisał pan Jan w jednym, przedostatnim już liście; — życzeniem jego jest, abym mu oczy zamknął i szczątki jego zawiózł do rodzinnego kąta; chce być pochowanym tam, gdzie się urodził i gdzie