Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 196 —

rywka jest dobra, ale żeby jej oddawać się całą duszą, trzeba szczególnego zamiłowania, którego, przyznaję szczerze, nie posiadam.
Doktor brwi zmarszczył.
— Co za młodzież szczególna! — rzekł — polować nie lubi!
— Może to tylko mój Hipolit — odrzekł pan Seweryn. — Nie miał on czasu rozmiłować się w tem.
— Taki sam, kubek w kubek, jest i Janek, synowiec pana Piotra. Toleruje on polowanie, dla przepędzenia czasu, dla towarzystwa, tak sobie... Pyszne jest to: tak sobie. Taka obojętność! Jeżeli tak dalej pójdzie, to chyba jedynie żydzi polować będą.
— Dlaczego stawiać takie horoskopy? Ja mam takie upodobania, kto inny ma inne. Beze mnie jednego, a choćby i bez pana Jana, sport myśliwski nie zginie i nie zbraknie mu amatorów. Czy, proszę ojca, pan Jan będzie na dzisiejszych łowach?
— Będzie z pewnością. Przypuszczam, że go już zastaniemy; on ma znacznie krótszą drogę, niż my.
Zaproszeni przez pana Topaza myśliwi zebrać się mieli w lesie, w domku leśniczego. Domek ten znajdował się na obszernej polanie, na której rosło kilkanaście dębów. Na dziedzińcu było już gwarno. Uwijała się służba, gajowi przychodzili po dyspozycye, które