Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 183 —

— Taki jest rozkaz i tak trzeba.
— Skoro to jest twojem życzeniem.
— Mojem życzeniem? Zapewne, ale nie o moje życzenia idzie; zdawało mi się tylko, że zechcesz zabrać kogoś na swoje sanki. Jeżeli to nie zgadza się z twoją intencyą, w takim razie...
— Ale cóż znowu! Zgadza się najzupełniej i postaram się wrócić na czas.
Kiedy pan Seweryn z synem odjechał, było już późno, zaraz też panie odeszły do swoich pokojów, tylko Andzia krzątała się jeszcze. Pan Jan zbliżył się do niej, ujął za rękę i rzekł:
— Widzisz, jaka nieszczera jesteś, nie powiedziałaś mi ani słówka, a przecież tak dawno już tu jestem i zdaje mi się, że zasłużyłem na zaufanie.
— O czem miałam ci powiedzieć, mój Jasiu?
— Ano, o tym Hipolicie.
— Nie był, więc też nie miałam go na myśli.
— Żarty! Czy i teraz nie myślisz o nim?
— Skoro zacząłeś o nim mówić, więc...
— Domysły moje były słuszne; teraz już wiem wszystko.
— Skoro wiesz, to dlaczego zadajesz mi pytania?