Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 163 —

— Owszem, nie zostałem pominięty. Koperta, ozdobiona trąbami i głową jelenia, leży u mnie na biurku.
— Nie wspominałeś o tem — rzekła Andzia.
— Wyszło mi z pamięci.
— Czy nie masz zamiaru tam być?
— Wiesz, że nie zaliczam się do szeregu zapamiętałych myśliwych. Cobym robił na tych wielkich łowach?
— Poznałbyś pan grono przyjaciół z Warszawy; tak bowiem napisano w zaproszeniu. No, nie zapominajcież państwo o nas... — dodał. — Świąt wesołych i dobranoc!... Konie niecierpliwią się, zimno im.
Brzęczały głośno janczary u zaprzęgów; zziębłe na wzmagającym się mrozie konie rwały z kopyta, panna Nina zachwycona była tą szybką jazdą.
Pierwszy dzień świąt zeszedł dla młodego człowieka jak jedna chwila szczęśliwa; czarne oczy patrzyły na niego wprost, śmiało i z wyrazem wielkiej życzliwości. Nie wątpił, że zjednał sobie sympatyę: przekonywał go o tem życzliwy uśmiech, uścisk ręki przy powitaniu i pewien ton serdeczny w rozmowie. Korzystał też z każdej chwili, aby rozmowę nawiązać, wsłuchiwać się w melodyjny dźwięk głosu ukochanej, patrzeć na jej uśmiech, wywo-