Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 162 —

— A tak, proszę pani; ja wprawdzie mało znam ludzi wyższego wzrostu, niż mój Hipolit, ale dla matki jest on zawsze maleńkim. Nie nazywa go nigdy inaczej, z czego też nieraz uśmieję się serdecznie. Wielką niespodziankę chłopiec ten nam sprawił, spadłszy jak z nieba.
— A na długo? — zapytała pani Justyna.
— Na kilka tygodni.
— Okolica zaczyna się ożywiać — odezwał się pan Roman; — będzie tu niedługo bardzo gwarno.
— Zaciekawia nas pan. Skądże się weźmie to ożywienie?
— To państwo nic nie wiecie? Nie nadesłano wam zaproszeń?
— Nie.
— W pierwszych dniach stycznia pan Topaz wyprawia wielkie polowanie w swych lasach. Będzie dużo osób z Warszawy, no i wszyscy myśliwi tutejsi otrzymali zaproszenia piśmienne na eleganckim papierze z emblematami łowiectwa.
— Skądże się to wzięło? Dotychczas wielkich polowań nie urządzał.
— Widocznie dla warszawskich znajomych. Dziwi mnie jednak, że pan Jan takiego listu nie otrzymał.