Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 160 —

— A! mógłby pan chociaż tym razem, wyjątkowo, dać pokój szkaradnym cyfrom!
— Czy pani cyfr nie uznaje? Nigdy pani nie liczy?
— A cóż ja mam do liczenia?
— Ale czasem; na przykład: ile łokci materyału trzeba na suknię, albo ile kwiatów ma róża.
— Ja liczę także, ile jabłek zebrało się z ogrodu, ile plastrów miodu miałyśmy z pasieki, liczę różne drobiazgi, ale to się nie liczy.
— Szczególne liczby, co się nie liczą!
— A no tak, dlatego, że to tylko drobiazgi, kobiece rachunki, groszowe. Panowie co innego; zapisujecie całe arkusze, a nawet całe książki cyframi. Od tego może głowa rozboleć.
— Rzeczywiście, czasem boli.
Konie biegły raźno po gładkiej, doskonałej, od mrozu wyiskrzonej drodze; Antoni zręcznie omijał liczne sanie chłopskie, wyciągniętym kłusem wjechał na wzgórze i osadził konie przed kościołem.
Ludzi było pełno, kościół oświetlony wspaniale, głos organów brzmiał uroczyście, a po skończonem nabożeństwie rozległy się nuty odwiecznej kolędy.
Kiedy ostatnia z nich przebrzmiała i ucichła, tłum, jak fala, wypłynął z kościoła. Zbie-