Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 151 —

dowierzam moim siłom i doświadczeniu. Ja miałbym opuścić te kobiety?!
Andzia spojrzała na niego ze współczuciem i rzekła:
— Tak, nie opuścisz ich; ja wiem, domyślałam się.
— Czego, Andziu?
— Teraz już nie domyślam się, jestem pewna. Zdradził cię głos, spojrzenie. Ty ją kochasz?
— Nie wiem — szepnął, — nie zastanowiłem się nad tem.
— Dlaczegóż taka wymijająca odpowiedź, mój braciszku? Ja wiem, że tak jest, domyśliłam się, odgadłam. Nie bądź skryty, nie zasłużyłam na nieufność. Siadaj tu, obok mnie, pomówimy. Mnie się zdaje, że to uczucie doda ci siły, że ono przywiąże cię i do naszego zakątka, z którego chciałbyś może uciec na szerszy świat, i do tej pracy cichej, drobiazgowej, powszedniej, nie dającej ani rozgłosu, ani sławy, a jednak bardzo pożytecznej.
Długo i serdecznie przemawiała do brata, on zaś słuchał, nie przerywając ani jednem słowem; dopiero wejście matki zwróciło rozmowę na inne tory.
Pani Justyna postanowiła zaraz nazajutrz udać się do Warszawy, aby brata zobaczyć i dowiedzieć się szczegółowo, co mu jest. An-