Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 150 —

Młody człowiek zamyślił się i posmutniał. W pół godziny później pożegnał doktora i udał się do ciotki, aby jej te wiadomości zakomunikować. Pani Justyna wzięła to bardzo do serca i zaraz wyszła, zapewne, aby ukryć łzy, a może, by się pomodlić o zdrowie dla brata. Andzia siedziała przez jakiś czas w zamyśleniu, następnie zbliżyła się do pana Jana i rzekła:
— Biedny chłopcze, tak się wszystko dobrze zapowiadało dla ciebie, a teraz...
— Tak — odrzekł, — teraz mi ciężko. Niepokój o najlepszego opiekuna, obawa, czy podołam zadaniu, czy poprowadzę wszystko dobrze. Lękam się.
— Słuchaj, braciszku — rzekła, kładąc rękę na jego ramieniu i patrząc mu w oczy, — czy ty we wszystkiem spełnisz wolę stryja?
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— Czy będziesz prowadził dalej wszystko, co on zaczął? Jeszcze nie rozumiesz? Czy nie opuścisz tych biednych kobiet w Królówce? Stryj nad ich mieniem opiekę rozciągnął, obiecał, że je ocali, a teraz...
— Jakżeż możesz o to pytać? Zamiarem moim jest tak działać, żeby stryj, gdy powróci... a przecież nie stracona jeszcze nadzieja... nie miał powodu do niezadowolenia, a jeżeli wyrażam obawę, to dlatego jedynie, że nie-