Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



VII.

N

Niebo pokryło się szaremi, ciężkiemi chmurami, wiatr silny dął od zachodu, to deszcz, to śnieg padał nieustannie; drogi pokryły się błotem, rozmiękły, wszędzie było smutno, posępnie, ponuro. Dachy domostw poczerniały od wilgoci, drzewa, obnażone z liści, wyglądały jak szkielety, powierzchnia wody w rzece była pomarszczona, fale odbijały się o brzegi i pozostawiały na nich białą pianę.
Rzadko kiedy na drodze ukazał się podróżny, rzadziej jeszcze wóz z ciężarem, bo trzeba było koniecznej, nieodzownej potrzeby, by kto odważył ruszać się na taką chlapaninę i szarugę.
Na drodze, prowadzącej do Krasek, ukazał się jeździec. Siedział on na rosłym, szpakowatym koniu, otulony w burkę z kapturem, nasuniętym na głowę.