Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 126 —

przerywał. Jakoż miał ciszę zupełną i spokój, spokój długiej, jesiennej nocy.
Gdy dzień zaczął się robić, wstał, poszedł do stajni po konia i odjechał. Dla Andzi zostawił bilecik, usprawiedliwiający konieczność pośpiechu.
Świeże powietrze poranku orzeźwiło go; śpieszył, by jak najprędzej zobaczyć stryja i zdać mu relacyę.
Pan Piotr leżał jeszcze w łóżku — niemoc jego była większa, niż się z początku zdawało.
Ujrzawszy synowca, uśmiechnął się.
— O której godzinie powróciłeś? — zapytał — chyba późno, bo ja po północy zasnęłem, a ciebie jeszcze nie było.
— Dopiero co — odrzekł.
— Cóż robiłeś? Wątpię, żeby na twoje przyjęcie bal wydano; tam przecież żałoba.
— Z Królówki wyjechałem wcześnie wieczorem i wstąpiłem do ciotki; nie chciały mnie puścić na noc.
— Jakże wdowie gospodarstwo?
— W Królówce? Nieźle; wszystko, co stryj polecił, wykonano; ekonom, zdaje się, uczciwy człowiek i dbały. Oto są notatki, dotyczące omłotu.
— Wpiszesz je do książek, które leżą w moim pokoju w szafie. Te książki muszą