Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 125 —

— Biedny Jaś, kochany chłopczyk! zmęczył go konik, odurzyło powietrze, a może się tylko rozmarzył nieboraczek? No, posłuchaj życzliwej rady: idź spać. Jutro będziesz rozmowniejszy i weselszy, opowiesz mi historyę dzisiejszego dnia. Jestem bardzo ciekawa, o niejedno pragnę zapytać, ale dziś, widząc cię takim nieswoim, nie śmiem. Każę cię obudzić rano i pogawędzimy jeszcze przed odjazdem.
Posłuchał chętnie, gdyż czuł potrzebę samotności; nie odpoczynku, ani snu, lecz samotności jedynie, odosobnienia.
Z radością zamknął za sobą drzwi i rzucił się na sofę. Przez otwarty lufcik wpadał do pokoju z ogrodu prąd chłodnego, jesiennego powietrza i wnosił z sobą zapach zeschłych liści.
Młody człowiek zamknął powieki i puścił wodze myślom, które uparcie biegły ku bladej dziewczynie, ku tej dawno widywanej i znajomej. Dlaczego spotkał ją tu, w tym zakątku? dlaczego znalazł ją smutną i w sukni żałobnej? Dlaczego nie może zapomnieć jej spojrzenia i uśmiechu?
Próbował analizować swój stan i określić go jasno, zdać sobie dokładną sprawę z doznanych wrażeń — ale nie mógł. Czuł tylko, że mu dobrze jest w tem rozmarzeniu, i pragnął, aby jak najdłużej trwało, aby nikt go nie