Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 117 —

ty, i powoli, ominąwszy park, zajechał wprost na folwark, gdzie go przywitał Pakułowski.
Trzeba było wydać dyspozycye, zobaczyć, jak młócą i wieją, pójść do śpichrza, skontrolować regestry, sprawdzić wydatki, obejrzeć inwentarz, wozy, narzędzia, zapytać o różne potrzeby.
Do samego południa to trwało — wreszcie, kiedy dzwonek dał hasło do wypoczynku i ludzie rozchodzić się zaczęli, pan Jan udał się do dworu. Wiedziano tam już o jego przybyciu.
Służąca oczekiwała go na ganku i poprosiła, aby wszedł do pokoju.
Ubogo było w tym dworku, ale niezmiernie czysto i ładnie. Każdy sprzęt lśnił, w oknach mnóstwo roślin starannie utrzymanych, na ścianach kilka obrazów starych dobrego pędzla. Jedynym zbytkownym sprzętem w tym domu był fortepian, od czasu tragicznych wypadków, jakie tu zaszły, nieużywany i zamknięty.
Młody człowiek usiadł przy stole i, zamyślony, machinalnie przeglądał kartki jakiejś illustrowanej książki, ale nie widział ani obrazków, ani liter.
Z zadumy tej zbudził go szelest sukni kobiecej. Przed nim stała panna Ludwika, wyciągając do niego białą, szczupłą rękę.