Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 113 —

— Widzę, że nie możesz myśli od Królówki oderwać.
— Istotnie; piękna to i urocza miejscowość.
— Która?
— Jakto która? — zapytał młody człowiek.
— Ludwisia, czy Nina? — odrzekł z uśmiechem doktor. — Podług mego zdania, obie bardzo przystojne panienki. Po śmierci ojca los ich był bardzo niepewny, groziła im nawet ruina, ale pomoc sąsiedzka, dzięki poczciwej inicyatywie twego stryja, zażegnała katastrofę i, jak sądzę, parę lat rozumnej gospodarki i oszczędności ocali im majątek. Będzie to wyłączna pana Piotra zasługa. On tak to nieszczęście wziął do serca i postanowił ocalić te kobiety. No, kochany towarzyszu łowów — dodał, — odpocząłem już, pójdźmy więc ku domowi, boć mnie jeszcze czeka droga.
— Mógłby pan zanocować u nas.
— Nie, mam kilku chorych biedaków, których muszę jutro rano odwiedzić. A teraz, wybacz niedyskrecyę i ciekawość moją: Zostajesz z nami?
— Zostaję.
— To dobrze. Wyobrażam sobie, jak pana Piotra to ucieszy. Kiedyż zdecydowałeś się na to?
— Przedwczoraj, tylko...