Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 98 —

pieniędzy, któreśmy pożyczyli, poszło w zastaw pereł, brylantów, kolczyków, srebrnych lichtarzy! Każdy z nas ma miękkie serce, a gdy się trafi zdarzenie, że trzeba komu wygodzić, każdy z nas wyciąga ostatni grosz z domu, obdziera żonę z kosztowności, pozbawia swój stół głównej jego ozdoby, byle się stawić na słowie. U nas honor to najpierwsza rzecz, to główna rzecz! Jeżeli nie możemy sami, to bierzemy wspólnika; mało jednego, bierzemy dwóch, trzech, ilu potrzeba! Panowie widzieli nas dziewięciu, ale naprawdę jest dużo więcej ludzi w tym interesie; każdy z nas ma swoją kompanię. Czy panowie zechcą ukrzywdzić taką gromadę ludzi, tyle familii!
— Czterdzieści — odrzekł na to przemówienie pan Topaz.
Szmul, znany z zimnej krwi i spokojnego charakteru, zaczął się niecierpliwić, z wymownego stał się lakonicznym.
— Pięćdziesiąt pięć — odrzekł.
— Czterdzieści.
— Pięćdziesiąt trzy.
— Czterdzieści.
— Pięćdziesiąt jeden!
— Czterdzieści.
— No, to ja idę.
— Do widzenia, idź pan.