Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 82 —

— A to paradne! Jakto? Parter się oburza, drugie piętro się oburza, trzecie aż się trzęsie, tu oczywiście tym ludziom chodzi o szczęście Joasi, a pani nie widzi złego czynu? Cóż więc pani widzi? Cnotę, moralność, dobry przykład może? Niech-że nas pani oświeci, niech objaśni te wyższe poglądy, gdyż my kobiety proste nic a nic nie rozumiemy. Co pani widzi? No co?
— Jakieś podejrzenia niejasne i mgliste, a przecież na zasadzie samych podejrzeń nie godzi się potępiać.
Malarzowa kiwnęła głową.
— Pani ma racyę — rzekła.
— Pani jest w błędzie — odezwała się dama z drugiego piętra. — Ja rozumiem, że co czarne: to czarne a co białe to białe, bywa albo źle, albo dobrze, tu jest źle... Zresztą — dodała nasłuchując bacznie — zaraz to się wyjaśni, prawda wypłynie na wierzch, jak oliwa, wyjdzie jak szydło z worka. Proszę tylko posłuchać. Czy panie słyszycie?
— Ja nic.
— I ja nic.
— A ja słyszę wybornie... Cicho!... para czułych gołąbków schodzi z wyżyn na mizerny padół płaczu... On ma buty trochę skrzypiące, ona stuka obcasami... A jak się śmieją! Jak się cieszą! Jak im dobrze! Czy trzeba jeszcze więcej dowodów... O! — dodała, zniżając głos aż do szeptu — i co mówią? Słyszycie panie?