Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 73 —

— Kawaler?
— Tak, spokojny człowiek, a jak mówi maglarka, nigdy nie ma go w domu.
Pani Zenobii oczy zaczęły się kleić; zmęczona całodziennem chodzeniem i przeprowadzką, pragnęła spoczynku... Zrozumiała to panna Jadwiga, sprzątnęła szybko ze stołu i posłała łóżka.
— Niech mama idzie spać — rzekła, a po chwili dodała z westchniem: — gdzie się to nasz kochany ojciec obraca? Czy ma przynajmniej jakie wygody? Jestem o niego bardzo niespokojna; od trzech tygodni nie miałyśmy listu.
— Nie od trzech tygodni, lecz od miesiąca już... ja dnie liczę. Pisałam, że mieszkanie zmieniamy, więc wie jak adresować. Widocznie bardzo zajęty i czasu nie ma.
— O przepraszam, ojciec dla nas zawsze ma czas, obawiam się...
— Nie...
— Moja Jadwigo, nie mów o obawie i nie rób żadnych przypuszczeń, bo mi to przykrość sprawia. Bóg jest miłosierny, poczekajmy jeszcze kilka dni, list niezawodnie nadejdzie... A teraz, moje dziecko, dobranoc, nakręć zegar i nastaw budzik na siódmą, żebym nie zaspała jutro.
— Dobrze, mamo, dobranoc.
— Dobranoc.
Uklękły; każda przy swojem łóżku i modliły się gorąco, prosząc Boga, aby miał w swej