Strona:Klemens Junosza - Z pola i z bruku.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 24 —

niech będzie rozsądek bez miłości, aniżeli miłość bez rozsądku.
Długoby jeszcze zacna kobiecina zastanawiała się nad tym przedmiotem, lecz nadeszła kucharka i wszczęła jakąś kwestyę kulinarną, która bieg myśli pani Adamowej zwróciła w inną stronę.
Kwestya była tak ważna, że zacna matrona podniosła się z fotelu, i niby ciężki okręt, kołysząc się na obie strony, popłynęła w stronę kuchni.

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

Letkiewicz miał mnóstwo znajomych, a wśród nich wielu takich, którzy mienili się jego przyjaciółmi, był bowiem dla każdego niezmiernie uprzejmy i uczynny, a w towarzystwie wesoły i pożądany; ale w stosunkach blizkiej zażyłości nie pozostawał z nikim, z wyjątkiem niejakiego pana Konstantego, kolegi z ławy szkolnej. Ze wszystkich znajomych ten jeden naprawdę go znał, ze wszystkich przyjaciół ten jeden był prawdziwym jego przyjacielem; to też ile razy pan Stanisław był w mieście, zawsze kolegę odwiedzał, zawsze wstępował do niego, jeżeli nie do mieszkania, to przynajmniej do kantoru fabryki, w której pan Konstanty miał zajęcie jako technik.
Dwaj ci przyjaciele mieli usposobienia wprost sprzeczne: jeden był zawsze wesoły, drugi smutny, ponury prawie; jeden lubił się śmiać i dużo