Strona:Klemens Junosza - Z pamiętników roznosiciela.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 11 —

ojcu, długo rozmawiali ze sobą, ale ja już tej rozmowy nie słyszałem. Zmęczony, przerażony wszystkim, co się stało, kucnąłem w kąciku i zasnąłem. Dobrze już pod wieczór obudziła mnie matka, która zaniepokojona moją nieobecnością, szukała mnie po całym mieszkaniu, aż nareszcie znalazła w mojej kryjówce. W nocy nie mogłem spać, blada twarz ojca stała mi ciągle przed oczami... Przez kilka dni było u nas smutno, bardzo smutno! ojciec leżał na łóżku jak martwy, matka zapłakana chodziła z kąta w kąt, dziedzic przesiadywał przy nim po kilka godzin. Sprowadzili doktora z sąsiedniego miasta, ten obejrzał nogę ojca, pokiwał głową i poprosił dziedzica, żeby z nim wyszedł, gdyż chce mu coś powiedzieć. Wyszli do ogrodu, a ja, czając się pod płotami i krzakami, pośpieszałem za niemi. Coś mi szeptało, że nas jakieś nieszczęście czeka; bałem się tego doktora, i chciałem usłyszeć, co powie.
Nic dobrego nie powiedział. Dziedzic zapytywał go, czy niema żadnego ratunku, on odpowiadał niechętnie; wy-