Strona:Klemens Junosza - Z pamiętników pana Jacka.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przekonała, żem się mylił,
Anioł mój Dorotka,
Że to okno wiatr uchylił,
I chodziła kotka.
Innym razem, gdy na obiad powróciłem z biura,
Doroteczka moja miała zbyt żywy rumieniec,
I zdawało się, że słyszę jak ktoś daje nura,
I że szybko przez dziedziniec szedł jakiś młodzieniec.
Było to złudzenie wzroku,
Nie zaś co innego;
A że ktoś przyśpieszył kroku,
To cóż mnie do tego?
Miała stroje moja żona, ah! wykwintne stroje,
I czyż miałem jej zabronić takiej przyjemności,
Gdy nic na tem nie cierpiały skromne środki moje,
Bo Dorotka się stroiła tylko z oszczędności.
Zawsze mniej o jedno drewno,
Do obiadu brała,
Przyszła zima, to na pewno,
Jnż tumaki miała.
I mnie spotkał często prezent, jakaś niespodzianka,
Rano wstaję, jest przy łóżku kapelusz nowiutki,
A Dorotka się uśmiecha od samego ranka,
I powiada mi — dzień dobry! Jacusiu milutki!
Oh! to żona miły panie,
Żona co się zowie,
Gdzież tu może być gadanie,
O rogach na głowie?
I dziateczki mamy śliczne, każdy nam zazdrości,
I kto przyjdzie to je pieści i nosi na rękach,
A choć mówią, że aniołki podobne do gości,
To szaleńcy, którzy plotą jak gdyby na mękach.
O, na honor przyjaciele,
Miałem żonę — złoto...
Nie znajdziecie dzisiaj wiele,
Kobiet z taką cnotą!

K. J.