Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nastu folwark zarzecki stopniowo, ale stale, przestawał być dla nich polem zarobku.
Dyrdejko do tego dążył konsekwentnie, z uporem i wytrwałością żmujdzina. Odprzedawszy chłopom część gruntu, wyzwolił folwark od wierzytelności uciążliwych i niebezpiecznych i uniknął konieczności zaciągania nowych długów, a później z pachciarzem kontraktu odnawiać już nie chciał; młyn wydzierżawił młynarzowi fachowemu, poznańczykowi jakiemuś, a na karczmie osadził mieszczanina rzeźnika.
Ostatni opuścił Zarzecze pan Jankiel Pacanower, któremu, jak widzieliśmy, nowy zawód, polegający na prowadzeniu interesów z zachwianymi finansowo właścicielami i dzierżawcami folwarków, przynosił piękne zyski.
W folwarku i we wsi było cicho, spokojnie, pijaństwo zmniejszyło się o wiele, chłopi do zamożności przychodzili potrosze.
Taki obrót rzeczy nie zachwycał wcale mieszkańców miasteczka, którzy też czynili wszystko co mogli, aby na utracone stanowiska powrócić. Przy Dyrdejce wszakże było to niepodobieństwem; dziad bowiem twardy był jak kamień, a nawet na wyższe ceny dzierżawne skusić się nie dał. Po śmierci żmujdzina rokowania rozpoczęły się na nowo; przyjeżdżał do Zarzecza pan Jankiel, tłómaczył ile taki system strat przyczynia, o ile większemi mogłyby być dochody stałe, gdyby korzystne oferty nowych konkurentów przyjęto — mówił