Strona:Klemens Junosza - Wyrwane kartki.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W tym razie...
— I w tym razie nie. Dwie czapki, to są dwie czapki; czapka i jarmułka, to tylko czapka i jarmułka.
— I panu nie zaciepło w takiem podwójnem nakryciu głowy?
— Nie. Jestem przyzwyczajony... a po drugie, dlaczego pan chcesz w jarmułce widzieć koniecznie jarmułkę? Kto pana do tego przymusza?
— Oczy.
— Co znaczy oko! Nie słuchaj pan nigdy oka, ale głowy, ona starsza.
— Cóż ona mówi?
Jankiel nie chciał odrazu odpowiedzieć.
— Na co to panu? — pytał — do czego?
Po długich dopiero naleganiach, rzekł w ten sposób:
— Cały świat chce, żebyśmy zdejmowali czapkę, a my jesteśmy najstarsi na świecie i przed nami trzeba zdejmować czapkę. Trzeba było te dwa interesa pogodzić i dlatego myśmy wymyślili jarmułkę. Ja się kłaniam każdemu, ale głowy nie odkrywam przed nikim, owszem, nawet jak jestem w pałacu u samego pana hrabiego z Wywłoki, to hrabia nie ma na głowie czapki, a ja mam jarmułkę, która, jeżeli ją uważać z pewnego punktu widzenia, znaczyć może tyle, co czapka. W głowę mi ciepło, ale honor jest. Jeśli ja się komu kłaniam, to ja się śmieję, bo ja mu się wcale nie kłaniam; a jeżeli mnie się kto kłania, to ja się też śmieję, bo on mi się naprawdę kłania.
— Masz pan słuszność.
— Ja zawsze mam słuszność; nawet kiedy ustępuję temu głupiemu koniowi i czekam rychło mu się stać sprzykrzy, to też mam słuszność. Jarmułka, to duża rzecz, panie. Cała ziemia nakryta jest jarmułką niebieską, a jeżeli pan zechcesz zagłębić