Strona:Klemens Junosza - Wspomnienie.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

B
Było to w zimie w roku 1888, o godzinie 10 wieczorem, w wielkiej sali redakcyi „Kuryera Warszawskiego“. W przyległych pokojach zaczynało się robić gwarno. Coraz ktoś przybywał — dziennikarze, literaci, artyści dramatyczni, śpiewacy, malarze, cały nasz artystyczny światek miał się zebrać w tym dniu na raut i kolacyę składkową.
Współpracownicy stali „Kuryera“, wykończający niedzielny, rano wyjść mający numer (raut był w sobotę), majstrowie od telegramów, ostatnich wiadomości, czujny sylf od wypadków nagłych i niespodziewanych, korektorowie — wyproszeni zostali do drukarni i tam wśród kaszt i rygałów kończyli swą pracę — oczekując jeszcze na krytyków teatralnych i muzycznych, gdyż ci dopiero po skończonych widowiskach przychodzą do tego djabelskiego młyna, który się zowie redakcyą.
Biuro zamieniło się w salon i gdyby nie częsty brzęk dzwonka telefonu, nie woźni z telegrafu i posłańcy z kartkami, nikt by nie poznał, że to jest właśnie kuźnia, w której robi się tak popularny w Warszawie „Kuryer“.
Do pianina zasiadł Zygmunt Noskowski. Ktoby się mógł spodziewać, że taki poważny kompozytor, twórca „Morskiego Oka“ i tylu innych wzniosłych utworów, posiada nieprzebrane skarby humoru. Obdarzony nader subtelnym słuchem i niezmiernie bystrą obserwacyą, chwyta on w lot wszystkie grzechy muzyczne, zatrzymuje je w pamięci, a usiadłszy do fortepianu, oddaje je w dźwiękach z niesłychaną maestryą. Popis panienek na cztery ręce, panienek, które z trudnością wyuczyły się jakiejś sztuczki na imieniny papy, powtórzony przez Noskowskiego ze wszystkiemi omyłkami, gubieniem taktu i poprawkami — budzi niedające się powstrzymać wybuchy wesołości.