Strona:Klemens Junosza - Wnuczka.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
WNUCZKA.
Romans obyczajowy (chociaż przyzwoity)
w 3-ch tomach.
przez
Klemensa Junoszę.


Tom II.
Pan z przeciwka — teorja westchnień — filozoficzny pogląd panny Ludwiki na tak zwane małżeństwo — lufcik.

W każdem przyzwoitem mieszkaniu znajdują się drzwi i okna. Przeznaczenie pierwszych za nadto dobrze znanem jest powszechnie, abyśmy mieli szeroko się nad niem rozwodzić. Przez drzwi wchodzą do mieszkań dochody, a wychodzą rozchody, przez drzwi przesuwa się bryftregier z dobrą nowiną, woźny z pozwem, kawaler oświadczający się o rękę córki pana domu, oraz wszelkie inne plagi nieszczęścia i dopuszczenia Boże.
Okno ma mnóstwo zupełnie innych przeznaczeń. Ono to jak artykuł wstępny w piśmie codziennem rozlewa jasność i światło po całym apartamencie, ono ozdabia dom od frontu, wpływa na podniesienie się i rozwój fabryk firanek i rolet, służy za skład kwiatów, siedlisko much w lecie, a w zimie za kanwę, na której potężny artysta — mróz haftuje przepyszne kwiaty i desenie.
Lecz nie na tem kończą się przymioty i charakterystyczne cechy okien. Nie na tem ograniczają się wpływy szyb zwyczajnych lub kryształowych na społeczeństwo, na ludzkość, wreszcie na serca wrażliwe a do marzeń i sentymentalnych uniesień skłonne...
Gdzież pójdzie istota nie mająca co robić? dokąd się uda, jeżeli nie do okna? a to okno poczciwe odsłoni jej natychmiast część miasta z karetami, przechodniami, psami i wypadkami miejskiemi. Jest na co patrzeć, oko nie błądzi w przestrzeni, jak źrenica pastuszka co na zielonej łące krowy pasąc, ma przed sobą widnokrąg szeroki i piękny — nie, ono raczej pobiegnie za ruchem miejskim, spocznie na karawanie posuwającym się zwolna ku powązkom, lub też lotem strzały pobiegnie za karetą co szczęśliwą a zakochaną parę do kościoła odwozi...
Gdy zaś wzrok obserwacją długo zmęczony wzniesie się po nad ulicę, to może spotkać naprzeciwko drugie okno, a w tem oknie... jakby obrazek ujęty w ramki, przystojną fizjognomję ideału... z wąsami. O kobiety, o panny, czyliż kiedy w marzeniach waszych wypieszczony ideał nie miał wąsów! Nie, nigdy, przedewszystkiem ideał bez wąsów nie byłby ideałem.
Panna Ludwika nie miała co robić. Büchner spoczywający na jej kolanach spadał z nich prawie zawsze na piękny dywan i leżał tam bardzo długo... a tym czasem błękitne oczy dziewicy wędrowały sobie na ulicę szukając wrażeń, wpatrywały się w kapelusze przechodzących dam, w żółte omnibusy, w doróżki, w ronda cylindrów męzkich i tak działo się codzień, aż nareszcie pewnego wieczoru, a raczej pewnego popołudnia skierowały się w jeden punkt i na tym punkcie zatrzymywały się długo... za długo może nawet.
Punktem tym było okno z przeciwka...
Okno to oświetlało elegancki apartament pewnego nieszczęśliwego człowieka... Dogorywał on już biedaczysko... finansowo, jeszcze chwila a straci ostatki zawartości swej kieszeni w owem strasznem