Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 163 —

nie trzęsienie ziemi, bo cóż znaczy taka nędzna bryłka, jak ziemia, ale trzęsienie wszechświata zburzyło cały gmach mego szczęścia, kamień na kamieniu nie został, wszystko rozsypało się w proch i w gruzy. Przestałem pisać wiersze, manuskrypta spaliłem tegoż samego ranka. Spać się nie kładłem, o szóstej przyszedł Kominkiewicz, cięty porządnie, prosiłem go, żeby mi wylał na głowę wiadro zimnej wody wprost ze studni. Uczynił to i dodał, że według jego zdania, nie masz nic lepszego na przepicie się, jak kieliszek mocnej wódki...
— Klin klinem się wybija, panie...
Uśmiechnąłem się gorzko.
O siódmej byłem w kancelaryi, o dziewiątej na śniadaniu, o pierwszej na obiedzie, o siódmej na herbacie — i tak wytrzymałem cały miesiąc... Wieczory przepędzałem albo u siebie w mieszkaniu, albo też włóczyłem się samotnie po polach, najczęściej koło cmentarza...
Po miesiącu oświadczyłem rejentowi, że dłużej pracować u niego nie mogę, że muszę wracać do Warszawy, bo takie jest życzenie mojej ciotki, osoby dość zamożnej, która pragnie mi majątek zapisać.
Dziwiło go to moje nagłe postanowienie, próbował perswadować, namawiać, żebym został, ale widząc, że zamiar mój jest stały — zgodził się...