Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 156 —

oknie i wzdychać, jak ślamazarny marzyciel, ale zrywam się i zaczynam chodzić po pokoju, jak człowiek czynu... Zaczynam chodzić tak energicznie, aż deski w podłodze skrzypią, zadzieram głowę do góry i zaczynam nabierać przekonania, że i ja coś znaczę na świecie; że mam prawo do szczęścia i to szczęście zdobędę, zdobędę choćby...
Choćby co?
Oczywiście, choćby nie wiem co!
Do czynu! do czynu! do rzeczy, woła na mnie przebudzona nagle energia. Panie Antoni, pokaż co umiesz, panie Antoni śmiało!
Wówczas to po raz pierwszy zrodziła się w mojej głowie myśl składania rymów. Zapaliłem się do niej, do tej myśli gwałtownie. Dwie świece zajaśniały wnet na stoliku, pióro pogrążyło się w kałamarzu i niebawem na szarym kancelaryjnym papierze, zaczęły się czernić wiersze, dalej zwrotki... dalej całe utwory. Ani przypuszczałem, żeby to było tak łatwo... anim sądził. Byłbym pisał długo, bardzo długo, ale płomienie świec zbladły, a do pokoiku mego, przez otwarte okno wpłynęło istne morze blasków dziennych... a przecież o siódmej w kancelaryi być trzeba...
Tak panie Antoni, spóźniać się nie wolno, wnuczkę może zdołasz zachwycić poezyą, ale przychylność dziadka zjednasz sobie tylko jedynie i wyłącznie suchą prozą uczciwie pełnionego obowiązku.
Tak...