Strona:Klemens Junosza - Wnuczek i inne nowelle i obrazki.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 149 —

Właśnie świdruję wzrokiem dno talerza, zdaje się, że je na wylot przewiercę, tymczasem nagle, miły, dźwięczny głosik woła na mnie.
— Panie Antoni!
Podnoszę spuszczone powieki, spoglądam na nią, rumienię się, znów spuszczam oczy...
Bywają czasem położenia bez wyjścia...
— Panie Antoni, co pan zamierza robić dziś wieczorem?
Czy ja wiem, co ja zamierzam? Nie zamierzam nic, sprawy sobie nie zdaję, sam nie wiem, co się dzieje ze mną, na którym świecie jestem, a ta się pyta, co ja zamierzam?
Odpowiadam, że nie myślałem jeszcze o dzisiejszym wieczorze...
— Ach! to doskonale!
Rejent spojrzał na nią ciekawie, jak gdyby chciał zgadnąć, co mianowicie doskonałego jest w tem, że ktoś nie wie, w jaki sposób wieczór przepędzi — ale wnuczka nie daje nikomu przyjść do słowa.
— Panie Antoni, czy pan zna chińskie latarki?
— Znam.
— A umie je pan robić.
— Co prawda, nie trudniłem się tem nigdy w życiu.
— To nic, ja pana nauczę.
— Jeżeli pani każe...