Strona:Klemens Junosza - W głuszy leśnej.djvu/18

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Bardzo ładna — rzekł artysta — dziw, skąd lud ma tyle fantazji?
    — A może to nie fantazja, może prawda, — rzekła młoda dziewczyna...
    — Przypuszcza pani?
    — Albo ja wiem... ale tak się zdaje... Legenda jest stara, bardzo stara, szła z ust do ust, od pokolenia do pokolenia, od dziadków do wnuków, każdy ją po swojemu ozdabiał, upiększał... gdyby można iść po tych śladach wstecz, odrzucać po kolei wszystkie upiększenia i ozdoby, to może doszłoby się do prawdy, może nie tak poetycznej i pięknej lecz rzeczywistej... ale to niemożliwe — dodała — i niepotrzebne.
    — Dlaczego? — zapytał artysta...
    — Dlaczego?
    — Tak jest...
    — Co warte zwaliska bez legend... co wart byłby ten las prześliczny i to jezioro bez poetycznego uroku, jaki je otacza...
    — Moja siostra bardzo lubi poezję — wtrąciła żona leśnika z uśmiechem...
    — No — dodał Kwiecień — nie przeszkadza to jej pracować i zajmować się prozaiczną stroną życia... przyznasz sama, że masz w niej doskonałą pomocnicę.