Strona:Klemens Junosza - Taniość i elegancja.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

para, nie ma co mówić. Daj im Boże szczęście! A i orszak także nieszpetny. Panowie we frakach, każda dama z przyzwoitą wystawką, z trenem. Szyk!
Przypuszczałeś zapewne, sądząc po karetach i strojach, że się żeni folwark z kamienicą, że dwie, jak szkło czyste, hypoteki łączą się dozgonnym węzłem, że fabryczka przysięga wieczną miłość sklepowi, albo X. „złotej renty” wiąże się na śmierć i życie z dwoma X. X. obligów kanalizacyjnych?
Co za nielogiczność! Pan młody jest czeladnikiem, a jego oblubienica szwaczką.
Dziwisz się, że karetą jechali do kościoła?
Co do mnie, dziwię się raczej, że nie wzięli oddzielnego coupé pierwszej klasy i nie udali się w podróż malowniczą i sentymentalną do Włoch lub do Egiptu.
Nie masz na świecie bogatszego miasta nad Warszawę.
Żądasz dowodów? Proszę. Co trzeci dom jest, jeżeli nie handel win i delikatesów z dobrem winem, z ostrygami, z kawiorem, to przynajmniej restauracja, a jeżeli nie restauracja — to szynk. Co dziesiąty dom cukiernia, z dwoma albo trzema bilardami na górze, co szósty kawiarnia, co piętnasty jubiler.
Magazyn mód w każdym domu, a w niektórych po dwa, dystrybucyj wielkich i małych bez liczby, a powozów do wynajęcia, dorożek bez liczby.
Bogate miasto i nie może być inaczej... Wiadomo, że podstawą bogactwa jest kredyt, a ten w Warszawie bajecznie łatwy.
Co rusz, to lombard jawny albo potajemny, wielki albo mały. Przed bankiem od kapitalistów aż czarno, a na Nalewkach, Franciszkańskiej, Dzikiej tryskają takie obfite źródła kredytu, że się w nich już tysiące porządnych obywateli utopiło.
Tylko czerpać pełnemi dłońmi i używać.
Dostaniesz tu wszystkiego, czego dusza zapragnie i dostaniesz... na raty.