Strona:Klemens Junosza - Syn pana Marka.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lerskiej godności, i zarazem pamiątka z Łęczyńskiego jarmarku, wypadł z bryczki i został na szerokim gościńcu, aby nazajutrz stać się łupem powracającego pocztyliona.
Pan Marek położył się spać, błogosławiąc noc — Onufry zaś obudził się przeklinając miasto, dziedzica i nocną jazdę; która go pozbawiła tak pięknego „statku“ jakim był ów batog.
Ponieważ obie te akcye nie są ciekawe, przeto szanowny czytelniku, dajmy za wygranę spostrzeżeniom dzisiejszej nocy, a raczej zajrzyjmy do Wólki wtenczas, kiedy promienie słońca obudzą naszych bohaterów, i dozwolą im przedstawić się waszej wyobraźni w przyzwoitych kostiumach.