Strona:Klemens Junosza - Przysięga pana Sylwestra.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dalej. Nazajutrz rano otrzymałem nader uprzejmy bilecik od kuzyna, z zaproszeniem, abym przyszedł do niego o godzinie szóstej, po obiedzie, na czarną kawę i cygaro.
— Więc kuzyn nie jest tak zły, jak się panu wydało.
— Owszem, bardzo dobry... zacny człowiek.
— Poszedłeś pan?
— A naturalnie. Czekał na mnie. Kawa była pyszna, cygaro wyśmienite, a po kilku słowach wstępnych, po rozmowie o pogodzie i innych obojętnych przedmiotach, rozpoczął się właściwy wykład.
— Co za wykład?
— Zaraz się pan dowie. Kuzynek ma dar słowa, mówił płynnie, gładko jak profesor z katedry. Przedmiotem prelekcyi była umiejętność noszenia nazwiska, a zarazem określenie topografii miejscowości, w których ono noszone być nie może. Kuzyn mówił tak: mój kochany, mamy jedno nazwisko; jeżeli ja z godnością i poszanowaniem obwożę je własnym powozem po resursach, a ty zaś obnosisz je pieszo po obskurnych szynkowniach, to oczywiście jeden z nas czyni nazwisku honor, a drugi ujmę. Honor czynię ja, ujmę ty. Odrzekłem, że to jest przedmiot wymagający dłuższej dyskusyi, że w historyi starożytnej można znaleźć przykłady... Nie chciał słuchać, dał mi świeże cygaro, zapewne w tym celu żeby mi zatkać usta — i oświadczył krótko, że dla człowieka, który jak on, ma córkę dorosłą, i pragnie ją wydać za kawalera z godnem nazwiskiem, nietylko przykłady z dziejów, ale cała historya starożytna nie ma najmniejszego znaczenia. Widziałem, że go nie przekonam, więc nie siliłem się na argumenta, chociaż, jak się pan dobrodziej domyśla, nie zabrakłoby mi ich wcale...
Zatrzymał się, spojrzał na zegarek, na okna willi szczelnie zasłonięte roletami, westchnął i mówił dalej
— Do pociągu jeszcze czas, a ta hysteryczna piękność dotąd spoczywa. Pozwoli pan dokończyć opowiadania?
— Ależ proszę.
— Będę się streszczał. Ostatecznie kuzyn mi zapowiedział, żebym nazwiska nie włóczył po zakładach, w których przebywa motłoch i aby mi to zadanie ułatwić, zaproponował mi posadę tu, właśnie przy tych willach. Mam tytuł „pana rządcy,” mieszkanie gratis, usługę, prawo używalności owoców i wszelkiej zieleniny z ogrodów, a prócz tego, pensyę małą, lecz wystarczającą na moje skromne potrzeby. Obiady gotuje mi żona stróża, w sąsiedniem miasteczku mam, jeżeli chcę, kufelek i towarzystwo.
— Jest i towarzystwo?
— Znakomite: ex-nauczyciel szkoły elementarnej, któremu się zdaje, że ja powinienem być ministrem; lekarz staruszek piorunujący na postęp, żyd Kielman, doskonały szachista i filozof, poczthalter rozgoryczony z powodu wynalezienia kolei żelaznych... i jeszcze kilku. Gawędzimy nieraz całemi wieczorami do późnej nocy.

(Dalszy ciąg nastąpi.)