Strona:Klemens Junosza - Przysięga pana Sylwestra.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

konkluzyi równa się co najmniej sile dwudziestu czterech świec stearynowych pełnej wagi.
— Być może, lecz przystąpmy do rzeczy... jeżeli pan w mojej osobie widzi „uebermenscha,” to ja w pańskiej domyślam się właściciela tej willi, zapewne ueberwilli pod względem ceny.
Suchy człowieczek zaczął się śmiać tak dalece, że dostał gwałtownego kaszlu; małe, szare jego oczy zaszły łzami, sądziłem, że się dusi.
— Czy ja na to wyglądam — rzekł, gdy się paroksyzm kaszlu uspokoił, czy jestem podobny do posiadacza czegokolwiek wogóle? Pan dobrodziej żartuje chyba... Ja i właściciel! Ja i posiadanie! Co za kontradykcya! Hi, hi! oczywiście, według świadectwa zmysłów, posiadam buty na nogach, ale genialne odkrycie Kopernika dowiodło, że w pewnych wypadkach świadectwo zmysłów nie jest wiele warte. Niech szewc powie, czy mam czysty tutuł własności?
— A jednak wskazano mi pana jako...
— Słusznie... bardzo słusznie. Właścicielem tej willi nie jestem, ale jako zastępca właściciela, jako jego surrogat, że tak powiem, mam upoważnienie do wynajęcia tych wszystkich wygód i przyjemności, jakie pan dobrodziej widzi. Śliczna to posada, ale, niestety, mogę ją wkrótce utracić.
— A do kogóż należy ta posiadłość?
— Do mego kuzyna, mieszkającego w Warszawie. Jeżeli pragnie pan poznać go osobiście, mogę służyć adresem. Kuzyn mój posiada w Warszawie dwa domy. Jest to ciężar, do którego można się przyzwyczaić, jeżeli ktoś posiada żelazną wolę i stalowy charakter. Patrzy pan na mnie tak, jak gdybym powiedział grubą niedorzeczność, ale to rzecz osobistych poglądów... Więc jakże, dać adres?
— Nic mi na tem nie zależy, a skoro pan ma upoważnienie, to możemy odrazu przystąpić do rzeczy.
— Ach, szanowny panie, nie tak to łatwo, zwłaszcza w tej chwili.
— A to dlaczego?
— Panie, w danym wypadku rzeczą jest mieszkanie, a nie można przystąpić do mieszkania, jeżeli w niem, wewnątrz znajduje się dama, prawdopodobnie będąca w negliżu, w rozdrażnieniu histerycznem i z włosami w nieładzie... A temu wszystkiemu winien jestem ja. Tak ja! Winę moją przypłacę prawdopodobnie utratą kawałka chleba i dachu nad głową... jeżeli pan dobrodziej...
— Nie rozumiem tego wszystkiego. Ogłaszacie w „Kuryerze,” że jest willa do najęcia, a obejrzeć jej nie można. Cóż to za mistyfikacya?
— Panie, odrobinę cierpliwości i trochę wyrozumienia. Nie będzie to nawet poświęceniem z pańskiej strony, gdyż najbliższy pociąg do Warszawy będzie na stacyi dopiero za dwie godziny. Czyż nie przyjemniej przepędzić ten czas w chłodzie, pod cieniem lipy, wśród kwiatów, aniżeli spacerować po platformie na skwarze słonecznym, lub dusić się w ciasnej poczekalni na stacyi...
— To prawda.
— A jeżeli pan głodny lub spragniony, to w mojej stancyjce znajdzie się wszystko, co po trzeba.
— Uprzejmie dziękuję. Wyjechałem z domu po śniadaniu, a wrócę na obiad.
Mały, suchy człowieczek uśmiechnął się, pogładził rozczochraną brodę i rzekł: