Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Żydziak wytrzeszczył na mnie oczy.
— Fryzyer? — zapytał — na co panu fryzyer? Tu u nas wcale niema fryzyer, jest tylko fryzyerka, ale nie mogę zmiarkować, jaki wielmożny pan może mieć do niej interes? Ona robi peruki dla żydówek...
— Domyślasz się zapewne — rzekłem, — że nie jestem żydówką i peruki nie potrzebuję. Chciałbym się tylko ogolić.
— Nu, dlaczego wielmożny pan odrazu to nie powiedział, jabym zaraz wielmożnego pana zaprowadził do Wulfa. Stąd niedaleko, w drugim domu.
— Prowadź więc, tylko prędko.
Za chwilę znalazłem się w dość dużej i brudnej izbie, w której, oprócz stolika przy oknie, kilku krzeseł i szafki oszklonej, z przeróżnemi narzędziami felczerskiemi i słojem pijawek, nie znajdowało się nic więcej. W jednym kącie izby pod piecem siedział chłop zapuchnięty z podwiązaną twarzą i jęczał.
Na moje powitanie wyszła młoda żydówka, w długiej żółtej bluzie, dość przystojna i tęga. Ruchy miała powolne, leniwe, a idąc, przechylała się z boku na bok, jak kaczka. Jak później objaśnił mnie mój cicerone Icio, była to pani Wulfowa, żona właściciela zakładu.
Powiedziałem jej, w jakim celu przybyłem.
Wskazała mi ręką krzesło, a następnie gdym usiadł, zaczęła mi mydlić twarz. Sądziłem że drugą część operacyi wykona sam pan Wulf. Tymcza-