Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ślałem o dozgonnej towarzyszce życia. Amor nie zranił mego serca aż dotąd, a szukać żony dla losu, dla wzbogacenia się jej posagiem, nie miałem najmniejszej potrzeby, gdyż osobisty mój majątek wystarcza mi aż nadto.
Dopóki stryjenka prowadziła ze mną utarczkę podjazdową, niewiele zważałem na jej namowy — ale od kilku miesięcy rozpoczęła bitwę na całej linii.
— Nie przestanę cię namawiać i przekonywać — mówiła, — dopóki celu nie dopnę. Jesteś ostatnim przedstawicielem rodu, więc nie wolno ci się nie żenić; jesteś człowiek zamożny, więc nie wolno ci nie podzielić twego mienia z osobą, którąbyś mógł uszczęśliwić. Jesteś nareszcie w tym wieku, że jeżeli jeszcze zwleczesz rok, dwa, trzy najdalej, zostaniesz starym kawalerem i nie ożenisz się już nigdy — a czy ty masz pojęcie o tem, co to jest stary kawaler?
— Wiem, proszę stryjenki.
— Ciekawam...
— Stary kawaler, jest to... kawaler stary.
— Nie, nie, sto razy nie! Stary kawaler, to istota godna politowania — to mizantrop, dziwak, często skąpiec, a prawie zawsze egoista. To człowiek, który nie spełnił obowiązków względem społeczeństwa, nie zwrócił mu długu, zaciągniętego z rąk własnych swoich rodziców. To człowiek, który, zasklepiony w egoizmie, nie miał nigdy w sercu uczuć podnioślejszych, szlachetniejszych, lepszych...