Strona:Klemens Junosza - Przerwana korespondencja.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ja w to wierzę, a że dla biednych i cierpiących mam zawsze niekłamaną sympatję — przeto pospieszam ze słowami pociechy...
Czytając pani list, biegiem myślą za pociągiem, unoszącym zakochaną parę do krainy wiecznej wiosny... Wyobrażałem sobie panią na tle zachwycających krajobrazów, pod marmurowemi kolumnadami pałaców. Zdawało mi się, że widzę migotliwe blaski drogich kamieni, słyszę szelest jedwabiów i że razem z tłumem lazaronów podziwiam zachwycającą podróżniczkę, która łączy w sobie najbogatsze wdzięki natury, z najwykwitniejszemi wymysłami mody.
Tak to, pani dobrodziejko, nieszczęście przybiera najrozmaitsze formy i nieraz siecze swoje ofiary złotym deszczem, jak tego doświadczyła przed wiekami mitologicznej pamięci mama Perseusza, niejaka pani Danae.
Ja wierzyłem odrazu, że pani nie jesteś szczęśliwą i że być nią nie możesz. Utwierdziłem się zaś w tem wierzeniu mocniej jeszcze czytając dalej pani list i dowiedziawszy się z niego, że mieszkasz w ładnej rezydencji wiejskiej, otoczonej prześlicznym parkiem, że posiadłości męża pani są bardzo obszerne, a on sam jest człowiek prawy, zacny, szanowany i przepadający w otchłani zajęć gospodarskich i fabrycznych.
Są to wszystko warunki, które razem wzięte mogą wytworzyć smutne i nieszczęśliwe życie, zasłonić pogodny napozór horyzont czarnemi chmurami, wycisnąć łzy z oczu, zatruć każdą chwilę... Widziałem już takie wypadki...
Nie czując się dość kompetentnym, aby coś pani poradzić, udałem się wieczorem do klubu, pragnąc zasięgnąć opinji ludzi światłych i nie wym eniając nazwisk, opowiedziałem im rzecz o tyle dokładnie, o ile byłem poinformowany. Pierwszy, z którym rozmawiałem w tej kwestji, był młody, ale znany