— No dobrze, ale w cóż się obrócą nasze dzisiejsze zamiary. W Osinach czekać nas będą.
— To trudno, choroba jest siła wyższa; nie pojedziesz, boś chory, ja nie pojadę, ponieważ muszę czuwać nad tobą, ale pan Aleksander może jechać i naszą nieobecność usprawiedliwić. Wszak pojedzie pan, panie Aleksandrze?
— Jeżeli pani uważa.
— Ależ naturalnie. Rozerwie się pan trochę. Boleś prawdopodobnie uśnie, ja zasiądę w zielonym pokoju z robotką, żeby być na każde zawołanie chorego.
— Na miłość Boską! odezwał się Bolesław, niechże mnie ciocia chorym nie nazywa.
— No już nie będę, skoro takie twoje życzenie, tylko kładź się już, kładź, bo w takich wypadkach każda godzina ma swoje znaczenie.
Pan Bolesław bardzo był zadowolony z takiego obrotu rzeczy i liczył na to, że wyśpi się za wszystkie czasy, wypocznie, a nazajutrz zdrów, rzeźki i silny wróci do przerwanych zajęć, żal mu było tylko straconej wizyty w Osinach, ale i to przecież jest do powetowania. Zresztą urlop pana Aleksandra kończy się za tydzień, z chwilą wyjazdu gościa będzie więcej swobody i czasu. Wówczas też zaczną się właściwe konkury — a po-
Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/89
Wygląd
Ta strona została skorygowana.