Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się w sieni na grzędzie, że jakiś zgłodniały i zbiedzony pies wyje na ulicy, że Abusiowa przed udaniem się na spoczynek dreppcze po izbie i klapie pantoflami, — to nic nie szkodzi.
Wszystkie te odgłosy, dźwięki, krzyki, szmery dochodzą uszu Abusia coraz słabiej, coraz mniej wyraźnie, zmysły przestają działać, a duch jego, wolny, niezależny od wpływów zewnętrznych, chodzi swobodnie po krainie myśli, jak koza po rynku, albo kot po dachu.
Abuś siedzi przy stole z głową opartą na rękach niby nie samotny, a przecież samotny, nie słyszy bowiem nic, nie widzi nic, oderwał się od świata, pofrunął w krainę myśli, w świat ideałów, jakby się wyraził poeta, kształcony w innej szkole niż Abuś. Chociaż niech to nie będzie poczytanem za herezye, ale pewien uczony z tej samej szkoły, co Abuś, dowiódł, że co najmniej 85% tak zwanych ideałów ludzkich ma bardzo realistyczną podszewkę.
Abuś z głową na dłoniach wspartą siedział przy stoliku; w wysokim lichtarzu mosiężnym, pokrytym, jak przystało na antyk, grubą warstwą zielonej pleśni, tkwiła świeczka łojowa, osadzona krzywo, dopalająca się. Czerwony jej płomyk migotał i drżał, trącany przez wietrzyk, który wpadał przez nie-