Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

własnym koniem do stacyi kolei żelaznej niejakiego Mośka Geliebtera.
— Mośka?
— Tego, co miał sklep na rogu; wiesz pan przecież... tego, co miał takie brzydkie wydarzenie, że ktoś złośliwy podrzucił mu w sklepie pakuły, naftę i zapałki, i wskutek tego o mały włos całe nasze miasteczko nie poszło z dymem.. Pamiętasz pan, nie takie stare dzieje...
— Nic nie wiem, nie pamiętam.
— Krótką pamięć pan masz, panie Wajsfisz, ale mogę panu dopomódz. To było piętnastego czerwca. Ogień się pokazał już po zamknięciu sklepu; właściciela akurat w domu nie było.. Ponieważ wypadek spostrzeżono i ratunek był natychmiastowy, więc skończyło się na strachu. Pańska teściowa, pani Ita, mająca sklep w sąsiedztwie, przechorowała przykre zdarzenie...
— Ja niewiem, ja, proszę pana, nic nie wiem.
— Szczególna rzecz.. Chciałem prosić pana Geliebtera o pewne objaśnienia, dotyczące tego niemiłego wypadku, ale powiedziano mi, że wyjechał, i istotnie, jak się przekonałem, wyjechał z panem razem w kilka godzin po pożarze, w nocy.. Dotąd jeszcze nie powrócił; widocznie jakieś ważne interesa zatrzymały go w tej podróży.