Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wniej, a nawet lepiej niż dawniej, bo z ostrożnością
Zrobił się figiel z posagiem i zły interes w małżeństwie, żoneczka zaczęła pokazywać swoje sztuki — i na to jest lekarstwo, rozwód, śliczny kawałek pergaminu, nie duży, owszem bardzo mały, mniejszy od najmniejszej chusteczki od nosa — człowiek dał go żoneczce i już jest wolny, jest taki sam kawaler, jak wprzód, a nawet lepszy, aniżeli wprzód, bo nie taki głupi, jak był.
Sparzony na gorącem już dmucha na zimne; nie złapie się na obietnice teścia, lecz zażąda ewikcyi, a na tę ewikcyę gwarancyę, a na tę gwarancyę jeszcze raz ewikcyi.
Z nieuczciwym wspólnikiem można się rozejść, zlikwidować interes, pociągnąć szachraja przed sądy, wydrzeć mu z gardła to, co sobie w nieprawy sposób przywłaszczył.
To wszystko prawda. Z kłopotami, z ambarasem, z niepowodzeniem można wytrzymać, byle tylko mieć maleńkie, choćby najmniejsze wyjście.
Ale gdy się trafi nieszczęście, z którego ani na prawo, ani na lewo, ani w górę, ani w dół ani naprzód, ani w tył — wtenczas jest całkiem źle. W takim wypadku człowiek mądry staje się odrazu głupim, silny słabym, słynący z doświadczenia i sprytu macher, naiwnym jak sześcioletnie dziecko.