strudzonym kościom, ale właśnie usnęłem kiedy mnie zbudził krzyk żony.
— Józefie! wstawaj, nieszczęście.
— Jezus Marya! Cóż tam? Pali się?
Nie zdążyła kobieta odpowiedzieć, rozlega się strzał jeden, drugi, trzeci.
O do licha, napad!
Co prędzej odziewam się jako tako, chwytam dubeltówkę i biegnę.
Ludzie pobudzili się. Fornale biegną ze stajni, krzycząc.
— Łapaj, trzymaj, złodzieje.
Karbowy nadbiegł z latarnią. Spieszymy do dworu.
Odwiodłem oba kurki. Trudno... jeżeli zbóje, to strzelać będę.. krew za krew.
We dworze ciemno.. Drzwi zamknięte. Biegniemy do ogrodu.
W pokoju dziedzica drzwi na oścież. Karbowy świeci latarnią, w oknach szyby potrzaskane, ramy potłóczone jak od kul. Na stoliku przy łóżku leży zegarek złoty z łańcuchem, pugilares dobrze napchany, portmonetka z pieniędzmi, ale gdzie dziedzic? Niema go ani w łóżku, ani w pokoju.
— Zapalić wszystkie świece. Zapalili. Zbiegła się cała służba, zaglądamy pod łóżko, do szaf, szukamy we wszystkich pokojach, dziedzica ani śladu.
Robi się rwetes coraz większy. Gospody-
Strona:Klemens Junosza - Powtórne życie.pdf/204
Wygląd
Ta strona została skorygowana.